Początki kościoła Bożego Ciała na Kazimierzu
"Dr Czapliński Jan St. (Kraków).
Każdego, zwiedzającego Kazimierz w Krakowie musi uderzyć piękny kościół, wznoszący się tuż przy rynku.
[Kalendarz Królowej Korony Polskiej na Rok Pański 1938]
Wysoka wieżyca strzela dumnie w niebo tuż obok pięknego frontonu, podzielonego na osiem pól smukłymi filarkami. W polach tych umieszczono postać Chrystusa, symbol Bożego Ciała, otoczoną dwoma płaskorzeźbami, zapewne N. P. Marii Magdaleny. Na tarczach herbowych widnieje pogoń Kazimierza Jagiellończyka, oraz wstęga Habsburgów jego żony Elżbiety, a pomiędzy tym orzeł biały, herb Korony.
Wnętrze kościoła, przerobione w XVII wieku w duchu modnego wówczas baroka, przedstawia dla oka pyszne bogactwo tego stylu. Sam kościół gotycki rozmiarami swoimi uderza w oczy. Każdy zauważa jego niezmierną smukłość, jakiej nie spotykamy w żadnej ze świątyń krakowskich.
Cyfrowo w prezbiterium wyraża się ona liczbą 24,4 : 9,94 mtr,a w bocznych nawach naw et 4,5:18, jako stosunek szerokości do wysokości. Kiedy i dlaczego wzniesiono ten kościół dowiedzieć się można na miejscu, można też przeczytać w każdym przewodniku po Krakowie.
W oktawę Bożego Ciała 1347 roku — czytamy — jacyś nieznani sprawcy zakradli się do kościoła św. Wawrzyńca na Kazimierzu i skradli tu puszkę z najświętszą hostią w nadziei, że jest ona ze srebra. Puszka jednak była ze zwykłej blachy. Zawiedzeni świętokradcy wrzucili ją do pobliskiego bagna. Przechodnie zauważyli ku swojemu zdziwieniu unoszący się blask nad puszką na bagnie. Dano znać duchowieństwu.
Ówczesny biskup, Jan Grot, na czele procesji wiernych Kazimierza i Krakowa przybył na miejsce wypadku, wydobył puszkę i uroczyście odniósł ją do kościoła św. Wawrzyńca. Na pamiątkę tego zdarzenia Kazimierz Wielki polecił w miejscu znalezienia wznieść kościół pod wezwaniem Bożego Ciała. Taki przekaz pozostawił narń Miechowita w swej kronice, wydanej w 1519.
Bliższe zbadanie tej legendy wykazuje, że on sam był jej autorem , nie umiał bowiem wytłumaczyć istnienia w Krakowie i na Kazimierzu kościołów pod jednym wezwaniem. Ówczesna odrębność administracyjna obu tych miast w zupełności jest uzasadniona, przekaz Miechowity jest zatem wątpliwej wartości. Bliższy wypadkom Długosz, tak dokładnie obznajomiony ze stosunkami kościelnymi w tych czasach, zupełnie nie zna tej legendy. Z tej przyczyny początków kościoła Bożego Ciała na Kazimierzu musimy szukać gdzie indziej, odrzucając całą tę legendę, jako fantastyczną.
Dokładne zbadanie materiałów źródłowych, a głównie najstarszych rękopisów kanoników regularnych, jak ich księgi zmarłych, znajdującej się w archiwum miasta Krakowa (rkp. 904), znajomość napisanej przez nich historii tego kościoła (dziś w rękopisie w Jagiell. Nr 3742) i rachunków radzieckich miasta Kazimierza (wyd. Chmiel A.) rzuca zupełnie inne światło na powstanie tej pięknej świątyni. Inicjatywę wzniesienia kościoła należy przypisać radzie miasta Kazimierza, starającej się rozbudować miasto na wzór Krakowa. Szybki rozwój miasta, połączony z poważnym narastaniem tu ludności, skłonił radę do powzięcia uchwały budowy kościoła, gdyż stary kościół św. Wawrzyńca nie zaspakajał potrzeb religijnych ludności. Ponieważ naśladowano Kraków, starano się kościół wznieść dokładnie w tym samym miejscu przy rynku, jak wybudowano kościół mariacki w Krakowie. Właśnie wypadało to na bagnistych terenach łąk, zwanych „Bawole“, na których ongiś stała wioska, obecnie zaś nie pozostało z niej śladu. Ludność przesunęła bowiem siedziby skupiając się bardziej przy Skałce i „wielkim promie“ na Wiśle u podnóża Wawelu. Same łąki należały do króla. Kazimierz nie odmówił prośbie swoich mieszczan, nie tylko pozwolił wznieść kościół na pożądanym miejscu, ale zaopatrzył go w szaty i sprzęt liturgiczny, osadzając w nim Franciszkanów z Krakowa. Było to w 1347 r.
Pobudkę do tego kroku rady miasta Kazimierza podał zapewne ówczesny proboszcz z Kazimierza Jarosław, który też przy nowym kościele założył w 1348 r. bractwo „5 ran Chrystusowych“, czyli Bożego Ciała. Jest najstarsze bractwo w Krakowie. Do pracy nad budową nowej świątyni przystąpiono natychmiast, ale roboty nie dały pozytywnego rezultatu Wznoszone mury osiadały na bagnie, nie można było dalej roboty prowadzić tak, że w miejsce budowli murowane wzniesiono kościół drewniany. Rada była niepocieszona. Drewniany kościół parafialny ogromnie szpecił miasto. Właśnie król Kazimierz Wielki wystawił tu prześliczny murowany kościół św. Katarzyny, wkrótce też najstarszy w Europie wschodniej most, łączący Kazimierz z wylotem ulicy Grodzkiej, (zniszczony przez powódź około 1475 r.), a w końcu stanął uniwersytet. W tych warunkach punktem honoru rady było podjęcie powtórne budowy kościoła parafialnego, będącego przecież wyrazem zamożności miasta. Prace rozpoczęto w 1369 r. Tym razem przystąpiono do nich z całą świadomością trudności, nastręczanych przez teren. Przede wszystkim podjęto prace melioracyjne, pierwsze tego rodzaju w Polsce, prowadząc podkopy wzdłuż muru cmentarnego, otaczającego kościół. Tym sposobem uzyskano znaczny teren odwodniony, który wzmocniono przez nawiezienie tu dużej ilości ziemi. Zwożono ją w ciągu trzech lat, jeszcze w 1372 r. zapłacono za jej przywóz 1 grzywnę. Od samego też początku zwożono kamień na budowę. Zrazu zużyto go do postawienia muru, następnie zaś do stawiania presbiterium. Kamień zwoził niejaki Rosenberg, dostarczając go raz na kwartał. Dopiero w 1372 r. nakazano mu dostawę przed Bożym Narodzeniem, co wskazuje, że w tym roku m ur był już ukończony, a zabierano się dostawiania presbiterium. Drzewny materiał budowlany dostarczali w tym czasie Czynner (Zinner) i Tilman. Były to roboty wstępne. Zakończono je w 1372 r. Na początku następnego roku rada miasta uchwala stałą daninę na rzecz budowy kościoła tym bardziej, że nie można się było doczekać realizacji testamentu ostatniego Piasta. Kazimierz umierając, polecił wzniesienie murowanego kościoła w faworyzowanym przez siebie mieście. Zostawił też na to znaczny zapis, popierając podjęte przez miasto w 1369 r. prace. Ponieważ franciszkanie nie skorzystali z pierwszego nadania króla, ostatni Piast polecił osadzić tu kanoników regularnych reguły św. Augusta, z którym i zetknął się w Pradze czeskiej. Ludwik węgierski jednak nie wypełnił ostatniej woli zmarłego wielkiego króla. Toteż rada miasta chwyciła się innych środków, celem wzniesienia kościoła. Nie tylko nałożono daninę na mieszkańców miasta, ale miejski sąd ławniczy w rozmaitych procesach wymierzał kary, z poleceniem płacenia ich na rzecz bu¬dującego się kościoła. Obok tego napływały wcale liczne dobrowolne składki samych mieszczan. Teraz można było przystąpić do właściwej budowy. Powierzono ją w 1378 r. Janowi Czypserowi, budowniczemu, który wznosi zrazu presbiterium, a prawdopodobnie i zakrystię. On też buduje tzw. mały chór z kamienia. Samą zakrystię wykańcza w 1376 r. Ilsung, za co otrzymuje 1 grzywnę. W tym też czasie wstawiono ławki w kościole za cenę 3 fertonów. Najintensywniejsze roboty nad presbiterium przypadają na rok 1378. Szkielet jego stanowi 4 filary kamienne które zobowiązał się wystawić Czypser za cenę 9 grzywien i 1 konia. Wysokość ich miała wynosić 12 łokci. Czypser nie wzniósł sam tych filarów; jeden z nich wykończył Arniknęcht, kamieniarz. Sam Czypser bowiem zajęty był wyciąganiem murów, oraz kuciem rozet do okien, za co wraz z synem otrzymał osobno 5 groszy, a więc tyle samo, ile płacono za jednorazową dostawę piasku na budowę. Cegłę płacono od pieca, tj. od wypalonej jednorazowo w piecu cegły. Jeden piec kosztował 8 grzywien, bardzo wysoką sumę, co wskazuje, że ilościowo było jej bardzo dużo, przynajmniej parę tysięcy sztuk. Z dostawców cegły znamy z nazwiska tylko wdowę po ceglarzu, niejaką Cigelstryechirinę, która też figuruje na liście dobrodziejów kościoła. W rachunkach spotykam y pozycje również na łaźnię dla murarzy, co wówczas było powszechnie praktykowane.
Wszystkie te roboty ciągnięto nieprzerwanie aż do 1405 r. Ogółem prowadzono je bezplanowo tuż przy wzniesionym drewnianym kościele za pierwszego proboszcza. Całość prac spoczywała na barku rady miasta. Wielką pomocą dla niej były darowizny mieszczan na kościół. Mieszczka Jaśkowa rezygnowała z domu swego, zastrzegając sobie dożywocie i prawo sprzedaży domu, a wówczas przekazanie połowy ceny kupna na rzecz kościoła. Osanna dała kościołowi jatkę, zwaną „Werk“, Jan Schónlicht 10 grzywien, Anna Plesnerowa darowała część swoją w słynnej kamienicy na Kazimierzu, do czego dołączył też część swoją Piotr Grabisz. Obok tego wpływało szereg drobnych darów, dalej opłaty sądowe naw et za krzywoprzysięstwo i te sumy, których ofiarodawcy nie spodziewali się odzyskać. Można więc było prowadzić budowę, chociaż postępowała ona żółwim krokiem. Miasto dbało o wygląd kościoła. Piotr murarz wstawił tu wewnątrz schody kamienne na chór, zwane „Wendilstyen“ czyli kręte za 18 grzywien, które następnie zostały rozebrane. Cała ta praca spoczywała na barkach rady miasta. Administrowała ona wszelkimi funduszami kościoła, pokrywając nie tylko wydatki budowlane, ale opłacając plebana, wikarego, trębacza, grającego zapewne hejnał, a ponadto zaspakajała wszelkie potrzeby kościoła, zaczynając od światła, a kończąc na pergaminie do pisania. Rada zabiega gorączkowo o fundusze, sprzedaje darowane nieruchomości kościoła, by tylko wykończyć jego budowę. Jednakże nie powiodło się jej wywiązać ze swego zadania. Prace rady miejskiej przerwało sprowadzenie kanoników regularnych w myśl testamentu Kazimierza Wielkiego.
Dokumentem z 15 maja 1405 r. oddawał im biskup Piotr Wysz rząd świecki dobrem kościoła, oraz troskę i pieczę nąd potrzebami religijnymi parafii, zrzekając się naw et swojej jurysdykcji nad klasztorem. Czynił to w porozumieniu się z królem Władysławem Jagiełłą. Z polecenia monarchy udaje się na Ligęza, wojewoda łęczycki, do Kładzka na Śląsk, skąd sprowadza prepozyta Konrada „Niemca“ wraz z 6 kanonikami. Byli to, podobnie jak Konrad, Niemcy. Pierwsze miejsce wśród nieb zajmował dr Jan z Austrii, przeor, dalej Paweł Tylid, kaznodzieja niemiecki, Piotr Klareta, który następnie spisał regułę kanoników, Szymon, drugi z kolei przeor, który prowadził śpiew kościelny i sam pisał nuty. Umarł on 27. XI. 1422 r.i został pochowany przed wielkim ołtarzem. Do przybyłych z Konradem należy zaliczyć jeszcze Mikołaja, pierwszego prokuratora klasztoru, oraz wcześnie zmarłego Hermosława. Prepozyt Konrad przede wszystkim zburzył kościół drewniany i wyznaczył miejsce na nawy główne i boczne. Wobec rozwijającego się wówczas kultu Matki Boskiej i wprowadzenia litanii do Niej, Konrad widząc, że nie wykończy budowli tak ogromnej, wzniósł kaplicę N. P. Marii i kaplicę Trzech Królów. Budowle te stanęły w 1410. Tu zapewne powracający Jagiełło wywiesił po raz pierwszy sztandary krzyżackie spod Gruwaldu, zanim przeniesiono je uroczyście na Wawel. W kaplicy tej stanął też obraz Matki Boskiej, słynącej cudami, uprzednio przechowywany zapewne u św. Wawrzyńca. Przy obrazie tym i ołtarzu zawiązało się bractwo Wniebowzięcia N. P. Marii.
Drugi cudowny obraz Matki Boskiej, przywieziony przez kanoników, zbiegłych przed husytam i z konwentu w Rudawie na Morawach, malowany według tradycji przez św. Łukasza na desce, otrzymał swój ołtarz dopiero za trzeciego prepozyta, Jakuba. W głównym ołtarzu był krzyż Chrystusa, pod którym stał Adam z wyciągniętymi rękoma, symbol przejęcia krwi Zbawiciela na siebie. Jest to wysokiej wartości rzeźba z Francji z XII w. nieznanego artysty z Limoges. Zrazu kanonicy starali się o zdobycie funduszów, a następnie własnym wysiłkiem wznosili kościół, klasztor i szkołę przy nieb. Toteż budowa się przewlekała. Prowadzili ją kolejno prepozyci Konrad, dr Jan, Grzegorz i Kasper. Ostatni ukończył ją w 1442 r. Wówczas stanął kościół w całej swojej okazałości tak, jak go dzisiaj widzimy. Po ukończeniu budowy posypały się datki mieszczan. Erygowano cały szereg ołtarzy, zapełniając wnętrze świątyni. Największą chlubą mieszczan i kościoła było cyborium, wzniesione w drugiej połowie XV wieku, jakim nie mógł się poszczycić nawet kościół mariacki w Krakowie, gdzie wymurowałje dopiero w XVI wieku Jan Maria Padowano. Cyborium w kościele Bożego Ciała na Kazimierzu wzniesione zostało za prepozyta Andrzeja (1477—1505). Osobliwością jego była rzeźbiona postać mężczyzny, trzymającego cymbały, a połączonego mechanizmem z zegarem, umieszczonym na zewnątrz ołtarza. Kiedy dzwonnik kościelny wydzwaniał godziny dla miasta, figura ta automatycznie uderzała w cymbały, ogłaszając godziny wiernym w kościele. Dzwonnik, opiekujący się tą figurą i zegarem, otrzymywał osobne wynagrodzenie od rady miasta.
W tym czasie wnętrze kościoła przyozdobił malowidłami konwersyt Jan z Nysy, niestety malowidła te nie zachowały się. Wówczas również nabyto dla kościoła figurę św. Barbary, znajdującą się dziś w Muzeum Narodowym. Ze zwyczajów, jakie panowały przy kościele Bożego Ciała, wypada podkreślić jeden bardzo charakterystyczny. Kiedy w 1492 r. spłonął w Krakowie kościół św. Anny, kolegium majus i szereg przyległych ulic z powodu zapuszczenia ognia przez żydów, wypędzono ich na Kazimierz, wyznaczając tereny dawnej wsi Bawół na zamieszkanie. Prepozyt czuł się tym poszkodowany i zażądał stałego trybutu od żydów za „wdarcie się do jego parafii”. Sąd uznał słuszność tego zarzutu, lecz żydzi nie opłacali się regularnie. Za karę nakazano im nosić graduały i psałterze z zakrystii do kościoła, ile razy kanonicy będą tego potrzebowali. Dekret ten jednak pozwalał się im wykupić i od tego czasu opłacali oni za tę czynność kantorów Bożego Ciała.
Reasumując powyższe, widzimy, że kościół Bożego Ciała na Kazimierzu w Krakowie stanął wysiłkiem przede wszystkim mieszczan tamtejszych, oraz wydatną pracą kąnoników regularnych. Ostatni dokończyli rozpoczętą pracę pierwszych, dzięki temu, że dochody swoje oparli głównie na młynach, a to na słynnym młynie Gerlacha, oraz młynie przy bramie św. Mikołaja w Krakowie, które nabyto już za pierwszego prepozyta. Wspólny ten wysiłek złożył się na wzniesienie jednego z najpiękniejszych zabytków sztuki średniowiecznej w podwawelskim grodzie."
https://www.jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/371974/edition/354448/content